La Stampa: Dysydenci nie są sobie równi
© mukhtarablyazov.org 20.01.2014

Autor: ANNA ZAFESOVA

Od Khodorkovskiego po Gusinskiego, ludzie niewygodni dla byłego Związku Radzieckiego zawsze znajdowali schronienie w krajach europejskich bez względu na stawiane im zarzuty. Dlaczego w przypadku Ablyazova było inaczej?

Nie wszyscy oligarchowie są sobie równi. Dysydenci też nie. Po dziesięciu latach piętnowania przez kancelarie, organizacje pozarządowe i połowę światowych mediów statusu Mikhaila Khodorkovskiego jako więźnia politycznego, dzięki staraniom Angeli Merkel otrzymał on ułaskawienie od Putina. Jednak podczas gdy Khodorkovsky przenosi się do Szwajcarii, Mukhtar Ablyazov zaczyna pakować walizki w oczekiwaniu na ekstradycję z Francji do Rosji, skąd prawdopodobnie zostanie później przekazany do Kazachstanu, jako że jego kraju nie łączy z Paryżem bezpośredni traktat ekstradycyjny. Alma Shalabayeva, żona magnata i dysydenta, która wróciła właśnie do Włoch po skandalicznej ekstradycji, do której doszło w ubiegłym roku, twierdzi, że jest to dla niego „wyrok śmierci”.

Sąd w Aix-en-Provence stworzył precedens. Do tej pory ci, którzy sprzeciwiali się władzy politycznej w byłych krajach Związku Radzieckiego zazwyczaj otrzymywali azyl na Zachodzie. Tak było w przypadku Khodorkovskiego i wielu innych przed nim: Hiszpania nie przekazała Rosji Vladimira Gusinskiego, którego imperium medialne nader krytycznie wyrażało się wobec Kremla; Wielka Brytania udzieliła azylu Borisowi Berezovskiemu i jego następcom; Izrael nie dopuszcza nawet możliwości przekazania Moskwie Leonida Nevzlina, który był prawą ręką szefa Yukosu. Europa domaga się uwolnienia Yuliyi Tymoshenko, traktując to jako warunek zbliżenia Ukrainy do Europy. Wszystkim tym osobom postawiono w krajach ojczystych zarzuty popełnienia przestępstw gospodarczych i karnych, ale nie politycznych. Żadna z nich nie była święta. Wszyscy radośnie brali udział w wielkiej grze podziału władzy i bogactwa w okresie postkomunizmu, sięgając po środki i narzędzia, które mieli wówczas do dyspozycji. Jednak ich interesowność i spiskowanie polityczne nie były w opinii sędziów tak istotne jak fakt, że w swoich krajach nie zostaliby poddani sprawiedliwemu procesowi. Co więcej, chaotyczność listy zarzutów stawianych im przez Moskwę, Kijów i Astanę w europejskich sądach sugerowała, że bardzo trudno byłoby oddzielić te mniej lub bardziej prawdziwe oskarżenia od zwykłej politycznej zemsty.

Z tego też powodu Austria udzieliła azylu nawet kłopotliwemu rodakowi Ablyazova, Rakhatowi Aliyevowi. Ten były zięć kazachskiego prezydenta i dawny szef tajnych służb został oskarżony, prawdopodobnie nie bez podstaw, o morderstwa zarówno swoich biznesowych rywali jak i przeciwników. Austriacki sąd nie zbadał sprawy do końca, ograniczył się wyłącznie do potwierdzenia bezsprzecznego faktu: Aliyev, usunięty z urzędu i zmuszony do zaocznego rozwodu z córką prezydenta być może był nawet przestępcą, ale Astana nie domagała się jego przekazania by oddać go w ręce sprawiedliwości, ale ponieważ z nieznanych bliżej powodów stanowił dla niej zagrożenie.
Udzielanie azylu wrogom rządzących, a warto dodać, że ci pierwsi stają się nimi na skutek zbyt bliskich stosunków z tymi drugimi, co ilustruje przypadek Ablyazova, to sposób na podkreślenie faktu istnienia dwóch światów – świata prawa i porządku oraz świata zemsty i intryg, Europy i Azji postrzeganych z perspektywy różnych mentalności. Dlaczego Mukhtara Ablyazova nie potraktowano tak samo jak innych dysydentów? Ponieważ nie jest on tak błyskotliwym oligarchą jak Khodorkovsky, i nie był wystarczająco sprytny by zgromadzić wokół siebie liberalnych intelektualistów, by finansować prodemokratyczne organizacje pozarządowe i bywać na salonach po obu stronach Atlantyku. Ponieważ pochodzi z miejsca zbyt odległego i egzotycznego, by przyciągnąć uwagę Paryża czy Brukseli, a może dlatego, że w niezwykły sposób faworyzuje się wielką politykę, w której jest tylko marionetką? Z pewnością jest to postać kontrowersyjna i nawet angielski system sprawiedliwości zdumiał się kwotą sześciu miliardów dolarów, które rzekomo przelał z banku BTA będącego kiedyś jego własnością. Ablyazov pokłócił się z sędziami Jej Królewskiej Mości i został skazany za obrazę sądu. Następnie ukrywał się podróżując z podejrzanym paszportem wydanym przez Republikę Środkowoafrykańską. Wywodzi się on ze świata niejasnych powiazań finansowych, spółek na Wyspach Dziewiczych i fikcyjnych firm, ze świata luksusowych rezydencji zapisanych na nazwiska swoich szwagrów, i niewyjaśnionych przypadków śmierci wśród swojej świty. Jest jednak faktem, że rząd odebrał mu bank, że został wtrącony do więzienia, a następnie ułaskawiony przez Nursultana Nazabayeva, (którego przez lata był ulubieńcem) w zamian za złożenie obietnicy odejścia ze świata polityki, którą złamał zakładając partię opozycyjną. Nie ma sensu udawać, że jego sprawa nosi znamiona zwykłej przestępczości. Ostateczna decyzja dotycząca jego ekstradycji zostanie podjęta przez władze w Paryżu, i bez względu na to w jaki sposób zostanie przedstawiona, będzie ona decyzją polityczną.

Źródło: La Stampa

  • Reakcje świata